wtorek, 29 kwietnia 2014

I po co komu ta choroba? Krótki post pisany na nocnej zmianie.

No tak. Za dnia dziecko biega po podwórku, bawi się, ma pełno energii. O 3:00 w nocy przypełza do maminego łóżka i kładzie się obok, a matka z przerażeniem stwierdza, że dziecko jest rozpalone. Takie niespodzianki są najlepsze :/ Od razu pełno myśli - może przewiało, może niepotrzebnie zjadło loda, a może przyniosło coś z przedszkola? W ruch idzie termometr - taki tradycyjny, rtęciowy i po kilkuminutowym pomiarze pokazuje prawie 39 stopni gorączki. Dziecko oczywiście popłakuje i postękuje, że boli główka, bolą nóżki iinne części ciała. Dawka leku przeciwgorączkowego i chłodne okłady przynoszą ulgę. Po 20 minutach temperatura jest już niższa. Po kolejnych 20 minutach dziecko spokojnie usypia, a matka łapie za laptopa - tak, bezsenność, choć oczy zmęczone. Za oknem jakby jaśniej. Już 4:30. A co z ojcem? Pochrapuje tylko, jakby nigdy nic. No przecież on rano wstaje do pracy, a matka jest na zwolnieniu. Matka jednak dałaby sobie uciąć rękę, że gdyby nadal pracowała to i tak by swoją nocną chorobową robotę zrobiła. Bo to przecież matka. Taka jej rola i natura.
Ehhhhh.... Do tego przepowiadające skurcze umilają oczekiwanie na dzień :)

I nie wiem czy pisać - "dobranoc" czy "dzień dobry"... Chyba raczej do drugie.

1 komentarz: